Święta Wielkanocne z pozoru mogą się wydawać mniej znaczące, skromniejsze i dużo mniej nastrojowe w porównaniu do Bożego Narodzenia.
Pamiętam satyryczny tytuł rozprawki „O wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia”.
Boże Narodzenie kojarzy się z rodzinną atmosferą, prezentami, świątecznym rozgardiaszem, specjalnymi potrawami, koncertami, bielą śniegu i dekoracjami w domu oraz przygotowaniami do Wigilii. Łatwo pomyśleć, że to większe czy ważniejsze święta.
A Wielkanoc?
Często kojarzy się z wiosennymi porządkami, tradycyjnym jajeczkiem, świątecznym śniadaniem no i oczywiście śmigusem-dyngusem, a zwłaszcza planowaniem, jak spędzić lany poniedziałek i nie zostać oblanym.
Ja bardzo lubię Wielkanoc z kilku powodów – nareszcie koniec zimy, dni coraz dłuższe i coraz więcej słońca. Wszystko budzi się do życia. Ptaki zaczynają śpiewać, a w moim ogródku zakwitają kwiaty. Migdałek pokrywa się różowymi kwiatkami. Drzewa wypuszczają pąki i pojawiają się młode zielone listki. Jest coraz cieplej i kilka razy udało nam się zjeść świąteczne śniadanie na dworze – mam wspaniałe wspomnienia, to były piękne święta!
Lubię też dekorować dom – kolorowe pisanki, kurczaki, bazie, żonkile, świeża zielona rzeżucha na stole – wszystko to symbolizuje nowe życie i ma związek z prawdziwym znaczeniem Wielkanocy.
Najważniejszą ozdobą w naszym domu jest baranek. Kiedy nasi synowie byli mali robiliśmy takiego baranka z masy solnej i układaliśmy na zielonym dywanie świeżo wykiełkowanej rzeżuchy. Królował na środku stołu przez całe Święta, bo to właśnie niepozorny baranek, a nie piękne baby drożdżowe i dekoracyjne mazurki jest symbolem tego, co najważniejsze w Świętach Wielkanocy.
Są to święta naprawdę wielkiej nocy, nocy Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, Bożego Baranka, który został ofiarowany za grzech świata (Ewangelia wg św. Jana 1,29). To zmartwychwstały Jezus, zwycięzca nad śmiercią jest główną postacią tych świąt. Zmartwychwstając udowodnił, że jest tym, za kogo się podawał – prawdziwym Bogiem i Zbawicielem.
Zmartwychwstanie Jezusa, poprzedzone było jednak męką i okrutną śmiercią. Pomyślmy chwilę o bólu i agonii Tego, który przeszedł przez życie zawsze czyniąc dobrze. Dlaczego ktoś tak dobry, cichy, łagodny, cierpliwy, współczujący i pełen miłości musiał umrzeć, a przedtem tak strasznie cierpieć?
Może oglądaliście film „Pasja”.
Zastanówmy się – oczywiście z historycznego punku widzenia wyrok na Jezusa wydały konkretne osoby: przywódcy religijni, tłum, który krzyczał – ukrzyżuj Go, Piłat, który kazał Go ubiczować, a potem powiesić na krzyżu oraz żołnierze rzymscy, którzy to wykonali.
Ale to nie jest cała prawda.
Ewangelista Jan zanotował słowa Jezusa „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. […] Nikt Mi go nie odbiera, lecz Ja od siebie je oddaję” (J 10).
Jezus dobrowolnie oddał swoje życie. Dlaczego? Prorok Izajasz napisał:
„Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,
a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich.” (Iz 53,4-7)
Dlaczego Jezus musiał umrzeć?
Z powodu naszych grzechów, dla naszego zbawienia, aby nas uratować od wiecznego potępienia i dać nowe życie.
Każdy z nas jest kimś szczególnym, zostaliśmy stworzeni przez Boga w wyjątkowy sposób, abyśmy mogli cieszyć się osobistą więzią z Nim i doświadczać Jego miłości. Jest jednak poważny problem. Każdy z nas jest grzeszny, bo jak to ujął Izajasz: Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze…
Chociaż człowiek został stworzony do wspólnoty z Bogiem, życia w przyjaźni z Nim, doświadczania Jego miłości, wybrał swoją drogę, czyli zgrzeszył, co spowodowało przepaść między nami a Świętym Bogiem. „Święty”- oznacza, że nie może mieć nic wspólnego z grzechem. Ta przepaść jest dla nas, grzesznych ludzi, nie do przebycia. Nie wystarczą nasze starania czy dobre uczynki, niezależnie od tego jak wiele byśmy ich zrobili, dalej pozostajemy grzesznymi osobami.
W Piśmie Świętym jest napisane, że zapłatą za grzech jest śmierć, czyli wieczne oddzielenie od Boga. Na szczęście nasz opłakany stan duchowy, nie zniweczył Bożej miłości do nas. Mówił o tym Jezus – J 3,16. Ponieważ Bóg tak bardzo nas kocha, nie chce naszej zguby, posłał swojego umiłowanego Syna na świat, aby dobrowolnie umarł za nas na krzyżu, za całe zło naszego życia. „On to Tego, który nie znał grzechu, za nas uczynił grzechem, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21).
W ten sposób Jezus przerzucił pomost nad przepaścią, która dzieli nas od Boga. Jego krzyż połączył oba brzegi. Dzięki Jego śmierci i zmartwychwstaniu, możemy mieć nowe życie, wybaczone grzechy i osobistą więź z Bogiem.
Ale nie wystarczy wiedzieć i zgadzać się z tym, nie wystarczy „świętować” Wielkanocy.
Potrzebna jest osobista decyzja, kim Jezus będzie dla mnie – czy tylko ogólnie – Zbawicielem świata, czy może moim osobistym Zbawicielem i Panem, Królem mojego życia.
Ja nie miałam takiej świadomości aż do 22 roku życia. Byłam bardzo religijną osobą, od dziecka chodziłam do kościoła, na lekcje religii, uczestniczyłam we wszystkich nabożeństwach Wielkiego Tygodnia, wiedziałam, że Jezus umarł na krzyżu za grzechy świata.
Zawsze poruszał mnie refren pieśni Golgota: „To nie gwoździe Cię przybiły, lecz mój grzech, to nie ludzie Cię skrzywdzili, lecz mój grzech, to nie gwoździe Cię trzymały, lecz mój grzech, choć tak dawno to się stało, widziałeś mnie”.
Miałam świadomość, że nie jestem doskonała i że to moje grzechy przybiły Jezusa do krzyża. Dlatego tak bardzo chciałam być dobra i starałam się zmienić dla Niego, aby zasłużyć na Jego miłość, aby być godną Jego, i aby w końcu zasłużyć na życie wieczne z Nim. Ale tak naprawdę nie rozumiałam, że Jezus umarł za mnie z miłości do mnie, że kocha mnie bezwarunkowo, że dobrze wie, jaka jestem i pomimo tego mnie kocha. Nie rozumiałam, że żadnymi dobrymi uczynkami nie mogę zasłużyć sobie na zbawienie, że żadne moje wysiłki i starania nie są w stanie zapłacić za moje grzechy.
Dlatego właśnie Jezus umarł za mnie i Jego krew jest wystarczająca, aby zmazać wszystkie moje grzechy. Tylko On może i chce mi dać nowe życie, tu i teraz i całą wieczność z Nim. Wszystko to chce mi ofiarować w prezencie, za darmo, a to, co ja mogę zrobić, to przyjąć ten dar i odpowiedzieć na Jego miłość, oddając Mu swoje życie, uczynić Go swoim osobistym Panem i Zbawicielem.
Upłynęło wiele Wielkanocy zanim to zrozumiałam i poznałam słowa Jezusa: „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i drzwi otworzy, to wejdę do niego i będę z nim” (Ap 3, 20).
Miałam 22 lata, kiedy zrozumiałam, że Jezus puka do mojego serca i zaprosiłam Go. Moją decyzję wyraziłam prostymi słowami:
„Panie Jezu, tak bardzo dziękuję za Twoją wielką miłość do mnie. Wiem, że jestem grzeszna i nie jestem w stanie zapłacić za moje grzechy. Dziękuję, że umarłeś za mnie na krzyżu, aby zapłacić za moje grzechy i dać mi życie wieczne. Uznaję Cię za mojego Zbawiciela i Pana mojego życia. Oddaję je Tobie. Moje życie należy od dzisiaj do Ciebie, kieruj mną i zmieniaj mnie tak, jak chcesz.”
Dopiero wtedy Wielkanoc stała się rzeczywistością w moim życiu.
Zaczęłam uczyć się, co to znaczy żyć z Jezusem każdego dnia. Zapragnęłam zmian na lepsze nie po to, aby na coś zasłużyć, ale z miłości do Boga i wdzięczności za wszystko, co zrobił dla mnie.
Być może uświadamiacie sobie, że jesteście w podobnej sytuacji. Wiecie, że Jezus przyszedł na ten świat, zmarł na krzyżu i zmartwychwstał, że cierpiał dla naszego zbawienia i cały czas próbujecie być dobrą osobą, zasłużyć na Bożą miłość i życie wieczne. Staracie się zmieniać, być coraz lepszymi, ale nie ma przecież ludzi bez grzechu. A może wątpisz, że Bóg może Cię przyjąć, że chce mieć z Tobą coś wspólnego, bo zrobiłeś coś, o czym chcesz zapomnieć i czujesz się nieswojo, kiedy słyszysz słowo – grzech…
Posłuchaj, co Jezus chce Ci powiedzieć:
„Kocham Cię, kocham cię taką, jaka jesteś, kocham cię takim, jakim jesteś… Wiem wszystko o tobie, znam wszystkie twoje błędy i upadki i pomimo to – kocham cię! Dlatego właśnie umarłem za ciebie na krzyżu, aby zapłacić za wszystkie twoje grzechy i dać ci nowe życie. Stoję i pukam do twojego serca, proszę pozwól mi wejść. Przyjmij moje zbawienie, odpocznij w mojej miłości. Pozwól mi prowadzić twoje życie, pozwól, że od dzisiaj to ja będę cię zmieniał.”
Jeśli pragniesz takiej osobistej więzi z Jezusem, chcesz doświadczać Jego miłości i nowego życia, które On daje – po prostu powiedz Mu to. Bóg widzi każdego z nas i wie, co jest w naszych sercach, Wystarczy więc, jeśli wyrazisz swoją decyzję w swoim sercu. Dla Boga liczy się nasza szczerość, jeśli oddasz Mu swoje życie, możesz być pewien, że On usłyszał, wszedł do twojego życia i nigdy cię nie opuści. Masz nowe życie w Nim, tu i teraz i na całą wieczność.
I to jest najwspanialsze przesłanie Świąt Wielkanocnych. Jezus Chrystus, Baranek Boży – umarł i zmartwychwstał. Udowodnił, że jest tym, za kogo się podawał, prawdziwym Bogiem i zwycięzcą nad śmiercią, Jedynym Zbawicielem, który przyszedł, aby dać nam nowe życie w Nim.
Życzę wszystkim, aby te Święta i każde następne były okazją do coraz głębszego rozumienia, jak bardzo Bóg nas kocha i jak wielka była ofiara Jezusa dla nas. Aby to motywowało nas do wielbienia i dziękczynienia Bogu i opowiadania innym o Jego miłości.
Nikt nigdy nie będzie Cię kochał tak jak Jezus,
Nikt nigdy nie zapłaci za ciebie wyższej ceny niż Jezus,
Nikt nigdy nie będzie bardziej godny, abyś mu ufał (ufała),
Nikt nigdy nie będzie bardziej godny, aby prowadzić twoje życie,
Nikt nigdy nie zrobi tego lepiej niż On.
– Jagoda